poniedziałek, 14 grudnia 2009

13. Berlin'09

znów Berlin. tym razem '09. bardzo lubię to miasto. może dlatego, ze ta przedświąteczna atmosfera? że światła, zapach grzańca, pierników? cóż, akurat w takich chwilach przyszło mi tam bywać, i nawet zimno zimy nie straszne!

migawki z Tiergarten:
Sony Center:pomnik Ofiar Holocaustu, tym razem bez kropelekdworcowa choinka, zakręcona lekkomłyńskie koło, wyznaczające azymut...podobnie, jak Dwie Wieżewesoły pan sprzedawał miód, i ładnie się uśmiechał do zdjęciamoje ulubione - schody w Muzeum Berggruen

poniedziałek, 7 grudnia 2009

12. Berlin'08

Berlin, grudzień 2008.

Plac Poczdamski - fragmenty muru berlińskiego:

Pomnik Ofiar Holocaustu to wielki plac wypełniony szarymi, kamiennymi prostopadłościanami. nie wiem, czy istnieje jakaś ogólna ich interpretacja, czy ważne, co się każdemu oglądającemu w głowie kolebie...a wieczorem:

ulicami miasta podążać...Pergamonmuseum, mój konik:Piękna ona:KaDeWe - podobno słynny berliński market. wystawy rzeczywiście były rewelacyjne. i aranżacja wewnętrznego placyku...

wtorek, 10 listopada 2009

11.

tym razem będą same zdjęcia rzeczywiście z-drogi. tam, pomiędzy, i z powrotem. mało słów, dużo obrazu. TAM jechaliśmy przez Czechy, Niemcy, Szwajcarię i Włochy. POMIĘDZY, to głównie węższe drogi departamentalne, rzadziej krajowe, i tylko, gdy musieliśmy - autostrady. góry w rozmaitym wydaniu. kamienne domy. cyprysy, buki. Z POWROTEM - tylko Francja i Niemcy, Alzacja i Lotaryngia są miejscem, które kiedyś - koniecznie. urzekające.
lubimy niemieckie autostrady: a szwajcarskie jeszcze bardziej. za te widoki... no, do pewnego momentu lubimy, bo nagle te wysokości, przepaści, wiadukty i mosty, tunel, a po wyjeździe z tunelu most nad rzeką, która jest tak nisko, że właściwie to prawie jej nie widzę. ręce mi się trzęsą, pocą i nie za bardzo mogę robić zdjęcia. ale się staram. nieostre, ale daje pewien pogląd na sytuację: a tu - szwajcarskie krówki Milki: i pocztówkowy widoczek z czerwoną kolejką: romantiko wodospado:
a tu już wille Lazurowego Wybrzeża: i nicejski hotel (bo nam przyszło do głowy, że chcemy pojechać Corniche D'or, która się okazała być drogą idącą centralnie przez nadmorskie miasta i ich centra, stąd - jechaliśmy bez mała promenadą w Nicei...):
na miejscu odpuściliśmy autostradom. po pierwsze - to chyba najdroższe autostrady, jakimi przyszło mi jeździć. nasz a-czwórka to pikuś, w porównaniu z 20 EUR za 200 km odcinek między Aix en Provence a Lyonem. plus sakramencki korek przed wjazdem do Lyonu. który to korek skończył się całkiem niespodziewanie. staliśmy, staliśmy i staliśmy, a potem nagle dojechaliśmy do tunelu, i koniec korka. pusto. jeden samochód przed nami, jeden za nami, ze dwa na sąsiednich pasach - JAK??
ale ale, wracając do tematu dróg miejscowych. wszędzie góry. drogi w górach, drogi z widokiem na góry, skały, zakręty, panoramy z winnicami w roli głównej:

kamienne domy z błękitnymi okiennicami:
mostek, z ostrzeżeniem - jednocześnie na moście mogą być maksymalnie 3 pojazdy!, mostek ma jedną mijankę, na której zamieniamy się miejscami z półciężarówką - ona sama może robić za dwa mniejsze auta...
a to jest widok na największe słone jezioro. właściwie zatoka z wąskim przesmykiem łączącym z morzem. wzdłuż tego kanału wszędzie statki, łódki, barki, żurawie, dużo wodnego sprzętu:
muszę przyznać, że po Francji jeździ się rewelacyjnie. mają dobrze rozbudowaną sieć dróg, większość tubylców wybiera autostrady, jak pokazało zagęszczenie aut. my staraliśmy się wybierać albo drogi krajowe, biegnące zazwyczaj równolegle do autostrad, albo departamentalne, przecinające miasta, miasteczka i wioski. a czasem zdarzały się całkiem cienkie nitki, wiodące np. przez podmiejskie dzielnice...trudno je nazwać willowymi, ale - widać takie tam wille bywają, całkiem inne, niż u nas. przepiękne. kamienne, z kolorowymi okiennicami, na czerwonej prowansalskiej ziemi, otoczone drzewami, kutymi bramami, ale nie koszmarnymi borostworami. zazwyczaj bramami, na których widać czas i historię. wille często otoczone winnicami - wszak niejednokrotnie przemierzaliśmy prowansalską drogę wina...

z drogi powrotnej zdjęć jest niewiele. prowadziłam do niemieckiej granicy, a to przecież ja jestem naszym nadwornym fotografem. więc - tylko taki niewielki kolaż ukwieconych rondek, znaków drogowych czy po prostu - płotów Lotaryngii.

byłam w wielu miejscach, podobało mi się w wielu miejscach, z chęcią bym wróciła do wielu miejsc. ale jeszcze nigdy nie czułam, że to jest to miejsce, TO. że mogłabym tam żyć. tam bym mogła. jeśli się uda, to na pewno tam wrócę. na dłużej.