sobota, 14 maja 2011

24. Cadiz/Spain'11

a to już Kadyks. dziwne miejsce. hajłeje jak w Nowym Jorku, wszystkie pod kątem prostym, szerokie, równe. stara część natomiast całkiem inna - wąskie uliczki między bardzo wysokimi kamienicami, niewiele w niej słońca, bo niemal nie dociera na dół. za to promenada nad oceanem, ogrody - coś pięknego. i draceny smocze! obłęd! dla porównania - pod drzewem stoi M.a tak w ogóle to mogłabym siedzieć tylko na ławce i patrzeć w wodę.

woda ma w sobie coś hipnotyzującego, jak płomienie w kominku - można patrzeć, i patrzeć, i patrzeć...

a tu już pomieszana i poplątana architektura - minaret obok katedry, kopuły i wieże
.

w drodze powrotnej mieliśmy przygody pogodowe - czegoś takiego jeszcze nie przeżyłam. za plecami góry, dosłownie ZALANE promieniami słońca, wszystko, nawet powietrze, było złote. coś nieprawdopodobnego.natomiast przed nami - ciemność, czerń, ołowiane chmury, pioruny walące jeden przez drugiego. deszcz. tęcza. a nawet kilka tęcz. oraz: uciekające kurczaki (80 km za ciężarówką wiozącą klatki z kurczakami to coś wyjątkowo nieprzyjemnego, dla większości zmysłów:/).

2 komentarze:

  1. Te ostatnie zdjęcie- ciężarówka, droga, ciemne niebo i tęcza- jak okładka na książkę:) Cudne.

    OdpowiedzUsuń
  2. :)
    ja się czułam jak w książce! albo w filmie...ta jazda była niesamowita.

    OdpowiedzUsuń